Pasterkowy zawrót głowy, czyli AKL 8-11.11.2012
Do Pasterki się po prostu wraca… dlatego i my znów tam wróciliśmy, aby Absolutnie Zakończyć Lato. Tym razem trochę skomplikowaliśmy dojazd, bo razem z Anią jechałyśmy PKP do Wrocławia, by tam spotkać się z Kubą i razem pojechać do Pasterki. Na miejsce dotarliśmy sporo po północy, gdy dookoła cicho i ciemno. Pokoik tym razem dostaliśmy na poddaszu Szczelinki, bo wszystko inne już pozajmowane. Miło i przytulnie.
W piątek postanowiliśmy dalej kompletować KGP, co chyba nie do końca było dobrym pomysłem, bo dojazd w Góry Wałbrzyskie zajął nam sporo czasu. Przyjęliśmy, że KGP zdobywamy według rozpiski z Wikipedii i klubu zdobywców, więc weszliśmy na Chełmiec. Teraz doczytałam, że wokół tej góry są spory, czy jest to najwyższy wierzchołek tego pasma, ponieważ wysokość niby mierzona jest do czubka wieży, a sam szczyt jest niższy niż Borowa. No ale cóż… o tym wiemy teraz (na Borową pójdziemy przy okazji). Pogoda była iście jesienna. Szliśmy od strony Boguszów-Gorce zielonym szlakiem, po drodze mijając kolejne stacje drogi krzyżowej poświęconej górnictwu. Idzie się tak powoli wznosząc się ku górze (bardzo powoli). Gdy nam się znudziło takie wolne podchodzenie weszliśmy na żółty szlak, którym szybko złapaliśmy wysokość i osiągnęliśmy szczyt Chełmiec (851 mnpm). Na górze naprawdę sporo ciekawostek, bo oprócz dawnego schroniska i wieży widokowej (niestety nieczynnej, jak byliśmy – chociaż może i dobrze, bo widoków nie było), we mgle wystaje maszt telekomunikacyjny, a nieopodal stoi krzyż milenijny. Chwila kontemplacji i wracamy do autka, czeka nas długa droga powrotna, a w Pasterce dziś koncerty.
Zaczęło się hmm.. oryginalnie. Zespół Castrat Project. Ciężko coś napisać, bo to trzeba zobaczyć. Wokalista chyba miał swój świat, a ludzie byli trochę zdziwieni tym, co widzą.
Później Dust of The Nations – młodzi chłopacy z bardzo fajnie śpiewającą dziewuszką. Ukoili gusta po swoich poprzednikach.
Sobota przywitała nas pięknym słońcem, więc szkoda marnować taki czas. Postanowiliśmy udać się na stronę czeską, gdzie do tej pory tylko raz, na chwilę udało nam się wyskoczyć będąc tu zimą. Z Pasterki niebieskim szlakiem wzdłuż granicy (i ciekawie położonych słupków granicznych) doszliśmy do Machowskiego Krzyża. Tam stoi bardzo sympatyczna wiata z mapą i zdjęciami okolicznych skałek. Dalej czerwonym szlakiem pod górkę dochodzimy do miejsca Pański Krzyż (krzyże znaczą dawny szlak pątniczy z Czech do Wambierzyc). Kolejna wiata z mapami i idealne miejsce do rozpoczęcia różnych, skalnych wędrówek. My udajemy się na wschód i żółtym szlakiem zwiedzamy skalne zoo (żółwie, wielbłąd, kura, kotek, jaszczurka…) i zdobywamy Bożanowski Szpiczak. Z trochę innej strony obserwujemy Szczeliniec (jest tu bardzo fajny punkt widokowy). Cała „żółta” pętelka zajmuje ok. 30-40 min spokojnym tempem. Jeszcze mamy chwilę czasu, więc postanawiamy choć na moment odwiedzić skały po drugiej stronie i udajemy się na punkt widokowy zwany Junacka Vyhlidka – kolejne niesamowite miejsce wśród pionowych skał. Musimy tutaj jeszcze kiedyś wrócić. Kto by pomyślał, że tyle tutaj tajemniczych miejsc. Ilekroć zajeżdżamy do Pasterki zawsze tylko chodziliśmy na Szczeliniec, nie myśląc nawet o tym, co kryje się tuż za czeską granicą.
Po południu posłuchaliśmy przygód Mietka Bieńka, górnika który opowiadał o swojej podróży o Afryce. Jak zwykle z poczuciem humoru i gwarą śląską, więc było fantastycznie! Trochę ten dzień nas za bardzo dotlenił, więc chwila snu przed wieczorem, bo wieczorem koncerty!!! Po raz pierwszy słuchaliśmy zespołu Czerwie, który jednym słowem dał czadu! Tutaj możecie zobaczyć fragment koncertu. A po Czerwie nadszedł czas na upragnionych Heebie Jeebies!!
I jak zwykle czas powrotów. Chcieliśmy podjechać na oryginalne rogale marcinowe do Poznania, ale zaczęło padać i się poddaliśmy. Jesień czas zacząć…
W piątek postanowiliśmy dalej kompletować KGP, co chyba nie do końca było dobrym pomysłem, bo dojazd w Góry Wałbrzyskie zajął nam sporo czasu. Przyjęliśmy, że KGP zdobywamy według rozpiski z Wikipedii i klubu zdobywców, więc weszliśmy na Chełmiec. Teraz doczytałam, że wokół tej góry są spory, czy jest to najwyższy wierzchołek tego pasma, ponieważ wysokość niby mierzona jest do czubka wieży, a sam szczyt jest niższy niż Borowa. No ale cóż… o tym wiemy teraz (na Borową pójdziemy przy okazji). Pogoda była iście jesienna. Szliśmy od strony Boguszów-Gorce zielonym szlakiem, po drodze mijając kolejne stacje drogi krzyżowej poświęconej górnictwu. Idzie się tak powoli wznosząc się ku górze (bardzo powoli). Gdy nam się znudziło takie wolne podchodzenie weszliśmy na żółty szlak, którym szybko złapaliśmy wysokość i osiągnęliśmy szczyt Chełmiec (851 mnpm). Na górze naprawdę sporo ciekawostek, bo oprócz dawnego schroniska i wieży widokowej (niestety nieczynnej, jak byliśmy – chociaż może i dobrze, bo widoków nie było), we mgle wystaje maszt telekomunikacyjny, a nieopodal stoi krzyż milenijny. Chwila kontemplacji i wracamy do autka, czeka nas długa droga powrotna, a w Pasterce dziś koncerty.
Zaczęło się hmm.. oryginalnie. Zespół Castrat Project. Ciężko coś napisać, bo to trzeba zobaczyć. Wokalista chyba miał swój świat, a ludzie byli trochę zdziwieni tym, co widzą.
Później Dust of The Nations – młodzi chłopacy z bardzo fajnie śpiewającą dziewuszką. Ukoili gusta po swoich poprzednikach.
Sobota przywitała nas pięknym słońcem, więc szkoda marnować taki czas. Postanowiliśmy udać się na stronę czeską, gdzie do tej pory tylko raz, na chwilę udało nam się wyskoczyć będąc tu zimą. Z Pasterki niebieskim szlakiem wzdłuż granicy (i ciekawie położonych słupków granicznych) doszliśmy do Machowskiego Krzyża. Tam stoi bardzo sympatyczna wiata z mapą i zdjęciami okolicznych skałek. Dalej czerwonym szlakiem pod górkę dochodzimy do miejsca Pański Krzyż (krzyże znaczą dawny szlak pątniczy z Czech do Wambierzyc). Kolejna wiata z mapami i idealne miejsce do rozpoczęcia różnych, skalnych wędrówek. My udajemy się na wschód i żółtym szlakiem zwiedzamy skalne zoo (żółwie, wielbłąd, kura, kotek, jaszczurka…) i zdobywamy Bożanowski Szpiczak. Z trochę innej strony obserwujemy Szczeliniec (jest tu bardzo fajny punkt widokowy). Cała „żółta” pętelka zajmuje ok. 30-40 min spokojnym tempem. Jeszcze mamy chwilę czasu, więc postanawiamy choć na moment odwiedzić skały po drugiej stronie i udajemy się na punkt widokowy zwany Junacka Vyhlidka – kolejne niesamowite miejsce wśród pionowych skał. Musimy tutaj jeszcze kiedyś wrócić. Kto by pomyślał, że tyle tutaj tajemniczych miejsc. Ilekroć zajeżdżamy do Pasterki zawsze tylko chodziliśmy na Szczeliniec, nie myśląc nawet o tym, co kryje się tuż za czeską granicą.
Po południu posłuchaliśmy przygód Mietka Bieńka, górnika który opowiadał o swojej podróży o Afryce. Jak zwykle z poczuciem humoru i gwarą śląską, więc było fantastycznie! Trochę ten dzień nas za bardzo dotlenił, więc chwila snu przed wieczorem, bo wieczorem koncerty!!! Po raz pierwszy słuchaliśmy zespołu Czerwie, który jednym słowem dał czadu! Tutaj możecie zobaczyć fragment koncertu. A po Czerwie nadszedł czas na upragnionych Heebie Jeebies!!
I jak zwykle czas powrotów. Chcieliśmy podjechać na oryginalne rogale marcinowe do Poznania, ale zaczęło padać i się poddaliśmy. Jesień czas zacząć…