Wspinaczkowa Majówka 29.04 - 3.05.2011
Włocławek jakoś koło 1 w nocy, pierwsza kawa, pierwszy muffinek tego wyjazdu. Kiedyś też w Włocławku była pierwsza kawa.. stare czasy :-). Długa droga przez Polskę bo to i Łódź i Częstochowa a tu spać się chce bo świt niedługo. Gdzieś tu był ten skręt na Żarki ale co to już Siewierz ?? I tak do dzisiaj uważam że tak było szybciej :-). Nareszcie jesteśmy w łóżku w przytulnej szopie u Pani Jadwigi. Są takie miejśca które nie mają niczego za wiele a wraca się do nich z uśmiechem bo mnóstwo dobrych wspomniej dookoła. Zawinięci w śpiworek zasypiamy, jest 7 rano.
Skały przywitały nas pięknym słońcem, więc śniadanie, umówienie z Jadwigą kiedy obiad, po drodze rzędkowicki sklep i już mkniemy przez łąki z widokiem na Wysoką, Lechwora, Okiennik. Stare kąty, stare drogi. Hania i ja robiliśmy w Rzędkowicach kurs skałkowy i choć te kursy dzieli 11 lat to sentyment do tego miejsca mamy taki sam. Jako pierwszy Filar Lechwora, wysoko, powietrznie, droga piękna choć łatwa. Zaraz po nim też Lechwor ale z innej strony czyli Wielka Baszta wspina się nam świetnie, słońce grzeje, skała niesie w górę. Teraz Zegarowa tu po dwie drogi. Zmęczenie daje się nam już chyba trochę we znaki. Jechaliśmy całą noc, spaliśmy krótko, cały dzień na powietrzu. Chyba wystarczy na dzisiaj. Jeszcze tylko krótki spacer pod Wysoką bo tam czeka na nas skrzynia, a po drodze jeszcze jedna w studni Studniska. Ale fajny dzień :-) ! Powoli, przez spokojne Rzędkowice, idziemy do domku gdzie u gospodyni Jadwigi czeka na nas pyszny obiad. Najedzeni, rozleniwieni troszkę zasypiamy wcześnie. Czasami trzeba odpocząć
Skały przywitały nas pięknym słońcem, więc śniadanie, umówienie z Jadwigą kiedy obiad, po drodze rzędkowicki sklep i już mkniemy przez łąki z widokiem na Wysoką, Lechwora, Okiennik. Stare kąty, stare drogi. Hania i ja robiliśmy w Rzędkowicach kurs skałkowy i choć te kursy dzieli 11 lat to sentyment do tego miejsca mamy taki sam. Jako pierwszy Filar Lechwora, wysoko, powietrznie, droga piękna choć łatwa. Zaraz po nim też Lechwor ale z innej strony czyli Wielka Baszta wspina się nam świetnie, słońce grzeje, skała niesie w górę. Teraz Zegarowa tu po dwie drogi. Zmęczenie daje się nam już chyba trochę we znaki. Jechaliśmy całą noc, spaliśmy krótko, cały dzień na powietrzu. Chyba wystarczy na dzisiaj. Jeszcze tylko krótki spacer pod Wysoką bo tam czeka na nas skrzynia, a po drodze jeszcze jedna w studni Studniska. Ale fajny dzień :-) ! Powoli, przez spokojne Rzędkowice, idziemy do domku gdzie u gospodyni Jadwigi czeka na nas pyszny obiad. Najedzeni, rozleniwieni troszkę zasypiamy wcześnie. Czasami trzeba odpocząć
Piątek budzi nas słonecznie, więc szybkie śniadanie i do Podlesic pędzić nam trzeba, by zobaczyć jak się ma Góra Zborów po przeprowadzonych tam porządkach. Po drodze wpadamy jeszcze do dawnego Campera, czyli sklepu, gdzie dawniej można było kupić to, czego w innych wspinaczkowych sklepach nie było. Teraz sklep jest pod szyldem Milo. Ogladamy ciuchy, gadamy trochę z obsługą, kupujemy magnezję, zabieramy naklejki Milo i Boreal dla Golficzka i ruszamy w stronę Zborowa.
Dziś chyba nie jest dobry dzień na wspinanie, przystawiamy się to tu to tam, głównie w okolicach Jarzębinki ale nie idzie, trochę nam się niechce, trochę nie mamy siły albo wszystko na raz. W końcu przychodzi taki moment, że definitywnie porzucamy wspinanie na dziś i idziemy na spacer w poszukiwaniu skrzynek. Znajdujemy na Jarzębince i obok skałki Budda W drodze powrotnej ze Zborowa spotykamy Adę, Anię, Marcina i Maćka - znajomych z GDAKKa, którzy biwakują przy Ostańcu, gadamy chwilę co i jak i pora dalej w drogę. Sprawdzamy na naszej skrzynkowej mapie, że niedaleko jest jaskinia Wielka Studnia Szpatowców, w której ukrył swoją skrzynkę Saracen. Nie bylibyśmy nami, gdybyśmy nie wybrali się po nią ;-). Wąskie zaciski jaskiniowe nie powstrzymały nas, skrzynia zdobyta :-).
Dziś chyba nie jest dobry dzień na wspinanie, przystawiamy się to tu to tam, głównie w okolicach Jarzębinki ale nie idzie, trochę nam się niechce, trochę nie mamy siły albo wszystko na raz. W końcu przychodzi taki moment, że definitywnie porzucamy wspinanie na dziś i idziemy na spacer w poszukiwaniu skrzynek. Znajdujemy na Jarzębince i obok skałki Budda W drodze powrotnej ze Zborowa spotykamy Adę, Anię, Marcina i Maćka - znajomych z GDAKKa, którzy biwakują przy Ostańcu, gadamy chwilę co i jak i pora dalej w drogę. Sprawdzamy na naszej skrzynkowej mapie, że niedaleko jest jaskinia Wielka Studnia Szpatowców, w której ukrył swoją skrzynkę Saracen. Nie bylibyśmy nami, gdybyśmy nie wybrali się po nią ;-). Wąskie zaciski jaskiniowe nie powstrzymały nas, skrzynia zdobyta :-).
Pora zmienić okolicę. Baza obozu sekcji wspinaczkowej prowadzonej przez Artura Elwirskiego, na którą chodzi Hania jest w schronisku młodzieżowym pod Kielcami w małej miejscowości Sitkówka-Nowiny. Robimy zakupy w Kroczycach i przez Szczekociny i Nagłowice, odwiedzając oczywiście dworek Mikołaja Reja pędzimy Golficzkiem na umówione miejsce. Na niebie pięknie zachodzi słońce, hmm czyżby pogoda miała się zmienić? Gdy dojeżdzamy na miejsce jest już ciemno. Ależ tu ponuro! Co ten Elwir za miejsce wybrał?? Kominy, fabryki kilka drzew, oczyszczalnia ścieków hmm ciekawe jak to w dzień wygląda. Schronisko może być, tzn. bez szału, ale czysto, jest ciepła woda i kuchnia. Nam wystarczy. Zaczynają przyjeżdzać pierwsi znajomi, powitania, rozgaszczanie się. Magda z Arkiem, z którymi mieszkamy w jednym pokoju, przyjeżdzają około pierwszej w nocy. Teraz już możemy zasnąć.
Wczorajszy zachód słońca nie zepsuł na szczęście pogody. Sobota powitała nas chmurami pomieszanymi ze słońcem. Przyjechaliśmy się wspinać, więc do roboty! Dziś pierwszy cel to dawny kamienieniołom w Stokówce. Świetnie przygotowany rejon, duży przekrój trudności, drogi obite (nawet te najłatwiejsze) skała o świetnym tarciu. Jesteśmy tu już całą gromadą, bo to oficjalny pierwszy dzień obozu sekcyjnego. Pomagamy trochę w przygotowaniu wędek, a później to już wspinanie i wspinanie.
Dziś zrobiliśmy:
Połoga: Diagonalka IV+, Bezmyślność V, Wujek dobra rada IV+
Mała Zachodnia: Zacięcie stokówki V+
Ściana z obrywem: Rzyg kamienia V, Przesyt żelastwa IV, Złośnica IV
Po powrocie do schroniska szybki obiad a póżniej gry i zabawy na boisku. W końcu jak majówka to na całego :-).
Dziś zrobiliśmy:
Połoga: Diagonalka IV+, Bezmyślność V, Wujek dobra rada IV+
Mała Zachodnia: Zacięcie stokówki V+
Ściana z obrywem: Rzyg kamienia V, Przesyt żelastwa IV, Złośnica IV
Po powrocie do schroniska szybki obiad a póżniej gry i zabawy na boisku. W końcu jak majówka to na całego :-).
No i stało się. Otwieramy oczy w niedzielny poranek i co? I leje. Żadne tam przelotne, czy kapuśniaczki. Regularny deszcz nie dający szansy na jakikolwiek wspin. Ale przejmowanie się to, jak wiadomo, nie nasza specjalność, więc zajęcia alternatywne czas zacząć. Plan grupy, który my akceptujemy z drobnymi ulepszeniami, jest taki że po śniadaniu jedziemy zwiedzać muzeum hutnictwa w Krzemionkach i ruiny zamku Krzyżtopór w Ujeździe. My do tego wszystkiego dorzucamy oczywiście skrzynki :-). W Krzemionkach leje, muzeum odpuszczamy, bo kolejka długa i nie chce nam się czekać, a skrzynek nie ma tam, gdzie miały być. W Ostrowcu Świętokrzyskim, w starej fabryce skrzynki też nie ma, ale za to jest czujna ochrona (nawet zdjęcia nie pozwolili zrobić), pozostał Ujazd. Tu miłe zaskoczenie, nie dość, że nie pada to jeszcze dwie skrzynki udało się zrobić, wirtuale wprawdzie ale zawsze coś. Ruiny bardzo ciekawe, imponujące nawet. Trochę psują efekt wszędobylskie rusztowania ekip remontowych i tłum ludzi wokół no ale cóż, takie uroki znanych zabytków. W drodze powrotnej wpadamy jeszcze do Skansenu w pobliskiej nam Tokarni i odbijamy się od bramy, bo właśnie zamykają. Skrzynka miała być przed skansenem i też jej nie ma. Echh jakiś taki ten dzień z niedosytem nas zostawia. Biedny Arek - mieliśy go wkręcić w skrzynkowanie, a nic nie można znaleźć.
Po całym dniu przesiedzianym w samochodzie i szukaniu skrzynek, których nie było mamy chęć do działania, wielką chęć do działania. W poniedziałek rano ubieramy ciuchy do biegania i ruszamy na najbliższą górę o ślicznej nazwie Góra Berberysówka 279 m n.p.m. Chwilę trwało zanim ją znaleźliśmy, ale z 7 km biegania się uzbierało. Deszcz ciągle nie pada więc czas na wspin dziś kierunek to Zelejowa - rejon mniejszy od Stokówki, ale z podobną skałą i też nieźle przygotowanymi drogami. Jest ich jednak niewiele i dlatego postanawiamy jeszcze wrócić na drugą część dnia na skałę Kalcytowa w Stokówce. Magda i Arek jadą z nami. To był dobry pomysł. Pogoda zrobiła się piękna drogi padały jedna za drugą. Mnóstwo radości ze wspinania.
Tego dnia zrobiliśmy:
Zelejowa
Kamieniołom 3 Szara płyta: Full wypas V-, Cieć w rakach VI, Ryski IV, Filarek IV
Kamienioło 3 Przewiecha: Lewe tatrzańskie klimaty IV+, Trzy przewiechy V+
Stokówka
Kalcytowa: Kryształowe zacięcie IV+, Kalcytowa płytka V, Pazing V, Mania łykania IV, Logika kierownika IV, Święta brzóska IV
Po porządnym wspinie trzeba porządnie zjeść i kto by pomyślał, że właśnie w pobliskich Chęcinach byliśmy na pizzy, która plasowała by się w ścisłej czołówce konkursu na najlepszą pizzę życia :-). Teraz to mamy siły na dalszą część dnia. Plan jest górski, bo przecież jesteśmy tuż obok nich. Góry Świętokrzyskie, a dokładnie ich najwyższy szczyt Łysica (612 mnpm), są celem na to popołudnie. Szybki przejazd przez Kielce i ok 18 parkujemy w Św. Katarzynie. Jak wytrawni turyści pytamy przypadkowo przechodzące starsze panie, którędy musimy iść żeby wejść na Łysice. Oprócz wskazania drogi udzielają nam reprymendy, że jak to tak można na noc w góry iść, że to daleko i że po ciemku to w najlepszym razie zabłądzimy. Brzmiało groźnie :-). Po 40 minutach szybkiego marszu lub jak kto woli wolnego biegu meldujemy się na szczycie. Zdjęcia, skrzynka no i schodzimy bo widoków na które można by się dłużej powgapiać niema tu niestety wcale. Do Kielc dojeżdżamy już w zupełnych ciemnościach. Zakupy w nocnym (no a co można w nocnym kupować :-) ) i tak zaopatrzeni jedziemy świętować koniec tego pięknego, wypełnionego po brzegi dnia.
Świętowanie trwało ok 30 minut a jak się obudziliśmy to już był wtorkowy poranek :-).
Tego dnia zrobiliśmy:
Zelejowa
Kamieniołom 3 Szara płyta: Full wypas V-, Cieć w rakach VI, Ryski IV, Filarek IV
Kamienioło 3 Przewiecha: Lewe tatrzańskie klimaty IV+, Trzy przewiechy V+
Stokówka
Kalcytowa: Kryształowe zacięcie IV+, Kalcytowa płytka V, Pazing V, Mania łykania IV, Logika kierownika IV, Święta brzóska IV
Po porządnym wspinie trzeba porządnie zjeść i kto by pomyślał, że właśnie w pobliskich Chęcinach byliśmy na pizzy, która plasowała by się w ścisłej czołówce konkursu na najlepszą pizzę życia :-). Teraz to mamy siły na dalszą część dnia. Plan jest górski, bo przecież jesteśmy tuż obok nich. Góry Świętokrzyskie, a dokładnie ich najwyższy szczyt Łysica (612 mnpm), są celem na to popołudnie. Szybki przejazd przez Kielce i ok 18 parkujemy w Św. Katarzynie. Jak wytrawni turyści pytamy przypadkowo przechodzące starsze panie, którędy musimy iść żeby wejść na Łysice. Oprócz wskazania drogi udzielają nam reprymendy, że jak to tak można na noc w góry iść, że to daleko i że po ciemku to w najlepszym razie zabłądzimy. Brzmiało groźnie :-). Po 40 minutach szybkiego marszu lub jak kto woli wolnego biegu meldujemy się na szczycie. Zdjęcia, skrzynka no i schodzimy bo widoków na które można by się dłużej powgapiać niema tu niestety wcale. Do Kielc dojeżdżamy już w zupełnych ciemnościach. Zakupy w nocnym (no a co można w nocnym kupować :-) ) i tak zaopatrzeni jedziemy świętować koniec tego pięknego, wypełnionego po brzegi dnia.
Świętowanie trwało ok 30 minut a jak się obudziliśmy to już był wtorkowy poranek :-).
No właśnie, wtorkowy poranek. Każdy wyjazd kiedyś się kończy ten również. Wprawdzie obóż trwa do końca tygodnia, ale my wracamy już dzisiaj. Jutro zwykła, pracująca środa niestety. Zresztą pogoda nie zachęca do niczego. Wprawdzie narazie nie pada, ale deszcz dosłownie wisi w powietrzu. Powisiał jeszcze trochę poczym spadł. Jedziemy jeszcze na chwilę, razem z całą grupą, w piaskowcowy rejon Wykień, położony na północ od Kielc. Próbujemy na cokolwiek się wdrapać ale oprócz błota i obślizgłych chwytów nie znajdujemy niczego, co by nas mogło zaciekawić. Widocznie tak musiało być. Na tym wyjeździe wspinanie już zakończyliśmy. Magda z Arkiem zostają jeszcze na chwilę ze wszystkimi, my idziemy na spacer po lesie szukając skrzynek których, jak to zwykle na tym wyjeździe nie udaje nam się znaleźć. O 12,30 spotykamy się przy Golficzku który czekał na nas we wsi i rozpoczynamy nasz wielki powrót.
Trwał on długo i działo się w nim dużo. Oczywiście leje (jeszcze deszcz) najpierw oglądamy Dąb Bartek, duży jest! No, ale jak coś rośnie tyle lat to musi być duże (chyba że jest funduszem emerytalnym), potem mkniemy dalej nie przejmując się zupełnym przemoczeniem. Kawka i muffinek na orlenie w Opolu Lubelskim i już za chwilę jesteśmy w Kazimierzu Dolnym. Spacer na górę Trzech Krzyży, skrzyneczka. Kazimierz jest śliczny, ale nie w deszczowy dzień długiego weekendu. Wszędzie tłum ludzi, nawet kawy niema się gdzie napić, kogutki w piekarni wykupione, na obiad nie ma szans, bo wszędzie kolejki... niefajnie tak trochę. Postanawiamy wrócić tu w przyjemniejszych okolicznościach, a teraz nie ociągając się zbytnio obrać kierunek dom tak żeby wrócić do Gdańska ok północy. Nie było to takie proste. Przed Warszawą wszystkie drogi pokorkowane, wiadomo cała Polska wraca. W okolicach Grójca deszcz zamienił się w śnieg!! Siódemką jedzie się jak w środku zimy a przypomnę że mamy maj!! Warszawę omijamy przez Sochaczew, a Wisłę przekraczamy w Wyszogrodzie. Nareszcie na niebie pokazało się słońce i to w pięknym zachodzie. Śnieg został za nami. Przed nami jeszcze tylko Płock, Toruń i A1 do Gdańska. Zgodnie z planem o 24 wysadzamy Magdę i Arka przed domem.
Kolejny wyjazd za nami.
Trwał on długo i działo się w nim dużo. Oczywiście leje (jeszcze deszcz) najpierw oglądamy Dąb Bartek, duży jest! No, ale jak coś rośnie tyle lat to musi być duże (chyba że jest funduszem emerytalnym), potem mkniemy dalej nie przejmując się zupełnym przemoczeniem. Kawka i muffinek na orlenie w Opolu Lubelskim i już za chwilę jesteśmy w Kazimierzu Dolnym. Spacer na górę Trzech Krzyży, skrzyneczka. Kazimierz jest śliczny, ale nie w deszczowy dzień długiego weekendu. Wszędzie tłum ludzi, nawet kawy niema się gdzie napić, kogutki w piekarni wykupione, na obiad nie ma szans, bo wszędzie kolejki... niefajnie tak trochę. Postanawiamy wrócić tu w przyjemniejszych okolicznościach, a teraz nie ociągając się zbytnio obrać kierunek dom tak żeby wrócić do Gdańska ok północy. Nie było to takie proste. Przed Warszawą wszystkie drogi pokorkowane, wiadomo cała Polska wraca. W okolicach Grójca deszcz zamienił się w śnieg!! Siódemką jedzie się jak w środku zimy a przypomnę że mamy maj!! Warszawę omijamy przez Sochaczew, a Wisłę przekraczamy w Wyszogrodzie. Nareszcie na niebie pokazało się słońce i to w pięknym zachodzie. Śnieg został za nami. Przed nami jeszcze tylko Płock, Toruń i A1 do Gdańska. Zgodnie z planem o 24 wysadzamy Magdę i Arka przed domem.
Kolejny wyjazd za nami.
Przydatne linki:
Topo Kielce
Topo Kielce