Pieniny, 11-17.06.2015
Nie obyło się bez przygód. Czwartek, dzień wyjazdu, oboje obudziliśmy się w niezbyt dobrej kondycji. Szybka decyzja – wizyta u lekarza, skończyła się antybiotykami, dla obojga! Na szczęście na wyjazd dostaliśmy pozwolenie, więc po 12 wsiedliśmy do auta. Dokąd dojedziemy? Tego nikt nie wiedział!
Wieczorem, nawet dość późnym, zameldowaliśmy się w Podlesicach. Jakoś tak wyszło, że tam byli znajomi, a dla nas to miejsce idealne na nocleg. Pomysł na bardzo fajną kwaterę, sympatyczne wieczorne rozmowy, a następnego dnia wspólne śniadanie zaowocowały dobrym początkiem urlopu. Następnego dnia szybka wizyta na polu namiotowym (w końcu tutaj tez znajomi ;-), i wycieczka do nowego sklepu turystycznego (która humor nam pogorszyła, bo tu tyle fajnych rzeczy, a kasy tak mało), a potem już tylko dalej na południe. Kierunek Pieniny.
Dalej nie dało się dojechać, więc wylądowaliśmy ostatecznie w Jaworkach. Plan był taki, by posiedzieć 2 noce i później pójść w Beskid Sądecki, do Cyrli, ale plany, jak to plany, lubią się zmieniać… o czym będzie później.
Sobota, piękny poranek, nadal upał. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do wąwozu Homole, bo może tam nie jest tak gorąco. No i faktycznie było całkiem przyjemnie, ale niestety nie tylko my tak pomyśleliśmy. Weekend. Piękny na dodatek, więc ludzi ogromnie dużo. Bez specjalnego podziwiania okolicy szybko doszliśmy do końca i postanowiliśmy pójść dalej zielonym szlakiem. Kierunek Wysoka – najwyższy szczyt Pienin. Po drodze minęliśmy odejście szlaku na kolejkę linową do Jaworek (dość nowa inwestycja). Im wyżej tym mniej ludzi. Cudne widoki na doliny. Zielone łąki. Tak, to są wakacje! Końcówka była mocno pod górkę, ale dość szybko udało się wejść na szczyt – jak to w Pieninach – skalisty i z punktem widokowym. Gdzieś w oddali Tatry. Kilka zdjęć i ruszamy dalej. Postanowiliśmy pójść niebieskim szlakiem, granią i zejść doliną Białej Wody, ale po drodze jakoś zgubiliśmy szlak i zeszliśmy drogą do Jaworek (strasznie dłuuuugo się schodziło i w słońcu). Trochę żałowaliśmy doliny, bo nigdy tam nie byliśmy, ale opcja zimnego prysznica jednak wygrała. Wieczorem pojechaliśmy za to na spacer do Szczawnicy – pełnej kuracjuszy; i odkryliśmy najlepsze lody na świecie!
Wieczorem, nawet dość późnym, zameldowaliśmy się w Podlesicach. Jakoś tak wyszło, że tam byli znajomi, a dla nas to miejsce idealne na nocleg. Pomysł na bardzo fajną kwaterę, sympatyczne wieczorne rozmowy, a następnego dnia wspólne śniadanie zaowocowały dobrym początkiem urlopu. Następnego dnia szybka wizyta na polu namiotowym (w końcu tutaj tez znajomi ;-), i wycieczka do nowego sklepu turystycznego (która humor nam pogorszyła, bo tu tyle fajnych rzeczy, a kasy tak mało), a potem już tylko dalej na południe. Kierunek Pieniny.
Dalej nie dało się dojechać, więc wylądowaliśmy ostatecznie w Jaworkach. Plan był taki, by posiedzieć 2 noce i później pójść w Beskid Sądecki, do Cyrli, ale plany, jak to plany, lubią się zmieniać… o czym będzie później.
Sobota, piękny poranek, nadal upał. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do wąwozu Homole, bo może tam nie jest tak gorąco. No i faktycznie było całkiem przyjemnie, ale niestety nie tylko my tak pomyśleliśmy. Weekend. Piękny na dodatek, więc ludzi ogromnie dużo. Bez specjalnego podziwiania okolicy szybko doszliśmy do końca i postanowiliśmy pójść dalej zielonym szlakiem. Kierunek Wysoka – najwyższy szczyt Pienin. Po drodze minęliśmy odejście szlaku na kolejkę linową do Jaworek (dość nowa inwestycja). Im wyżej tym mniej ludzi. Cudne widoki na doliny. Zielone łąki. Tak, to są wakacje! Końcówka była mocno pod górkę, ale dość szybko udało się wejść na szczyt – jak to w Pieninach – skalisty i z punktem widokowym. Gdzieś w oddali Tatry. Kilka zdjęć i ruszamy dalej. Postanowiliśmy pójść niebieskim szlakiem, granią i zejść doliną Białej Wody, ale po drodze jakoś zgubiliśmy szlak i zeszliśmy drogą do Jaworek (strasznie dłuuuugo się schodziło i w słońcu). Trochę żałowaliśmy doliny, bo nigdy tam nie byliśmy, ale opcja zimnego prysznica jednak wygrała. Wieczorem pojechaliśmy za to na spacer do Szczawnicy – pełnej kuracjuszy; i odkryliśmy najlepsze lody na świecie!
Kolejny dzień zaplanowaliśmy już trochę inaczej, czyli rano odpoczynek, a góry popołudniu, gdyż szlaki są tu stosunkowo krótkie, a dzień już bardzo długi. Rano też przenieśliśmy się na kwaterę do Szczawnicy (komu by się nie podobał paw spacerujący po ogrodzie, trampolina, duży trawnik i miejsce na grilla?). Spacer po parku, oglądanie rybek i inicjacja akcji „złapać psa” – dały dużo energii na miły dzień. Po południu zrobiło się jakoś duszno. Przyszły chmurki. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu. Ale nie przeszkodziło nam to w zdobyciu kolejnego szczytu. Pojechaliśmy do Krościenka i żółtym szlakiem ruszyliśmy na Trzy Korony. Spotkaliśmy po drodze bardzo mało ludzi – aż dziwnie, takie odludnione góry. Dopiero pod szczytem okazało się, że jednak ktoś jeszcze tam, oprócz nas, jest. Oczywiście wstęp płatny (warto pamiętać o portfelu). U góry byliśmy sami. Całe szczęście, bo platforma jest bardzo mała. Zejście tym samym szlakiem (niebieskim i później żółtym) i w dość szybkim tempie, bo jakaś ciemna chmura chciała nas dogonić, ale ostatecznie się rozmyśliła. Bardzo fajny dzień i bardzo fajna wycieczka.
Jak wiadomo słońce nie może świecić każdego dnia, wiec kolejnego – nie świeciło. W życie wszedł plan B – zwiedzamy zamki, miasteczka itp. Dojechaliśmy do Niedzicy. Już na parkingu przy zaporze jakoś tak nam coś na niebie nie pasowało, ale poszliśmy do góry. Zobaczyliśmy zamek (ale tylko do dziedzińca, bo do zwiedzania jakoś się nie palimy nigdy, tym bardziej z Kacprem). Przeszliśmy zaporę i… pojawiły się pierwsze krople deszczu. Szybki odwrót. Mnóstwo schodów w dół. Dopadliśmy auto, gdy już porządnie lunęło. I padało, i padało, i padało… trzeba było wracać na kwaterę. Czekaliśmy na przejaśnienie, bo co tu robić, gdy się siedzi w czterech obcych ścianach? Gdy tylko deszcz zmienił się w mżawkę ubraliśmy kurtki i ruszyliśmy na spacer, na obiad. Nie przeszliśmy daleko i zaczęło padać mocniej. Cóż obiad jemy mokrzy. Jakiś taki ten dzień nijaki.
Nadszedł wtorek. Już chłodniej, bardziej pochmurno, ale bezdeszczowo, więc spakowaliśmy plecaki i w góry. Cel – Sokolica. Być w Pieninach i tam nie wejść, to jak w Tatrach nie być na Giewoncie (prawda Kuba? ;-). Początek szlaku zielonego wiedzie wzdłuż Dunajca. Spokojnie, płasko, Kacper się cieszył z ilości kamyczków. Później już było gorzej. Co prawda, idzie się stosunkowo krótko, ale szlak jest bardzo stromy (w końcu jakoś trzeba osiągnąć wysokość). Przy złączeniu szlaków (zielonego i niebieskiego) oczywiście stoi budka i trzeba uiścić opłatę wejściową, szczytową, ale widoki u góry są warte wszystkiego. No i jest słynna limba (nie mylić z sosną). Do tego spotkaliśmy po drodze i na szczycie wyjątkowych ludzi i jakoś tak sympatycznie było. Zejście oczywiście tą samą drogą. Szlaki w Pieninach mają to do siebie, że są krótkie i dzięki temu można zaplanować wiele atrakcji jednego dnia, albo po prostu wstrzelić się w okno pogodowe. No i dzieciom się tak szybko nie nudzi. Po południu zrobiliśmy grilla, a wieczorem pojechaliśmy jeszcze na spacer do parku górnego i na lody.
Tak właśnie minęła nam pierwsza część urlopu. Na drugą, tatrzańską, zapraszamy wkrótce.
Tak właśnie minęła nam pierwsza część urlopu. Na drugą, tatrzańską, zapraszamy wkrótce.
Pieniny są naprawdę fajnym miejscem na wyjazd z dziećmi. My byliśmy niecały tydzień i nie wszystko udało nam się tam zrobić. Oprócz wycieczek górskich w Pieniny (Trzy Korony, Wysoka, Sokolica), można też udać się bardziej na północ, na szlaki Beskidu Sądeckiego. Na krótką wycieczkę bardzo fajny jest wąwóz Homole, a także dolina Białej Wody. W niektóre miejsca można wjechać wyciągiem krzesełkowym np. kolej "Homole" w Jaworkach, czy na Palenicę ze Szczawnicy. Dla starszych świetną atrakcją jest spływ Dunajcem, a dla szukających przygód - rafting! W razie deszczu w pobliżu są zamki w Niedzicy i w Czorsztynie. A na wieczorny spacer warto pójść do dolnego parku w Szczawnicy i koniecznie zjeść lody, które sprzedają przy głównej ulicy, na przeciwko wejścia do parku, od strony centrum. Sprzedają tam lody na wagę i np. kupując 100 g - pani może pomieszać wszystkie smaki.
Willa Hanka w Jaworkach - 40zł/os/noc (pokój 2 osobowy z łazienką; dziecko 2-letnie za darmo)
Pokoje u Marysi w Szczawnicy - 40zł/os/noc (pokój 2 osobowy z łazienką; dziecko 2-letnie za darmo) - POLECAMY!!!
Wstęp na Trzy Korony i na Sokolicę - 5zł/os/szczyt (jeśli robi się oba szczyty jednego dnia płaci się tylko raz; dziecko za darmo)
Willa Hanka w Jaworkach - 40zł/os/noc (pokój 2 osobowy z łazienką; dziecko 2-letnie za darmo)
Pokoje u Marysi w Szczawnicy - 40zł/os/noc (pokój 2 osobowy z łazienką; dziecko 2-letnie za darmo) - POLECAMY!!!
Wstęp na Trzy Korony i na Sokolicę - 5zł/os/szczyt (jeśli robi się oba szczyty jednego dnia płaci się tylko raz; dziecko za darmo)
Ta relacja promuje blogową akcję "Podróże kształcą" zainicjowaną przez Maluszkowe Inspiracje. Akcja ma za zadanie pokazać miejsca przyjazne rodzinom z dziećmi, promować rodzinne podróże, pokazać takie miejsca w Polsce, gdzie dzieci mają okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy i wzbogadzić swoją wiedzę o świecie. Więcej możecie poczytać tutaj.
|