Sylwester na Szczelińcu (tzn. w Szczelince) 2011/2012
Nie można zacząć nowego roku bez przygód, bo w końcu musi być ciekawie!
Pojechaliśmy w Góry Stołowe. Pewnie pomyślicie, że jesteśmy monotonni, bo to kolejny nasz wyjazd w tamte strony w tym roku, ale my po prostu lubimy tam jeździć – dla ludzi, dla miejsca, dla klimatu. Jak to śpiewa ADSU "… tam łatwo zostawić swe serce".
Razem z Karoliną i Sebastianem spakowaliśmy się w środowo-czwartkową noc w golficzka i ruszyliśmy na południe w poszukiwaniu zimy. U nas w tym roku zimy nie ma, więc nadzieja, ze ją gdziekolwiek spotkamy duża nie była, ale postanowiliśmy spróbować. Na parking pod żółtym, szczelińcowym szlakiem docieramy o poranku. Pakujemy plecaki i mkniemy po zlodowaciałym szlaku w kierunku upragnionego szczytu, na którym schronisko, jego przyjazny klimat i łóżka, w których odeśpimy noc. Wdrapujemy się po skalnych schodach, między znajomymi skałkami i szybko docieramy na miejsce. Pusto tam i spokojnie, dziwnie pusto… Szczęśliwi wchodzimy do budynku i tam wita nas dziwne pytanie "A to Was nie powiadomili?". Szybko zbieramy myśli i staramy się skupić na słowach, które do nas płyną. O czym nie powiadomili? Okazało się, że schronisko od kilku dni boryka się z niedziałającą pompą i nie ma w nim wody. Wszyscy zostali powiadomieni o tym, że sylwester może się tu nie odbyć, oprócz nas, bo nikt nie miał do nas telefonu. Pierwszy szok! Potem podirytowanie spowodowane zmęczeniem i bezsilnością. W końcu telefon do przyjaciela i decyzja – schodzimy do Szczelinki tam będzie na nas czekał pokój – prześpimy się, a po południu się okaże co dalej. Ostatkiem sił zaczynamy odwrót i obieramy kierunek na Pasterkę. Po drodze spotykamy Kierownika i dowiadujemy się na czym polega problem. Pozostaje nam czekać. W Szczelince już o nas wiedzą, przytulny, anielski pokoik czeka na nas na poddaszu. Czas na odpoczynek.
Po południu odwiedzamy zieloną Pasterkę. Jak dobrze znów zobaczyć znajome twarze i napić się herbaty w ulubionej jadalni. Czeka na nas też dobra wiadomość – wracamy na Szczeliniec – jest woda, pompa działa. Szczęśliwi znów udajemy się pod żółty szlak. Zostawiamy samochód i znów pod górkę. Kładziemy plecaki w jadalni, a tam już czeka informacja – pompa działała, ale już przestała. Może zacznie działać jutro. Mówimy trudno, nie w takich warunkach się było, brak wody nikomu jeszcze nie zaszkodził ;-). Na Szczelińcu zebrało się już spore towarzystwo. Jest ciepło i przytulnie, pyszny obiad i zimne piwo – czego chcieć więcej? Na stołach swoje miejsce znalazły gry w kości i memo (oraz nieznana nam gra przy sąsiednim stoliku, która do dziś budzi naszą ciekawość). Sąsiedzi grają na gitarze. Wszędzie wesoły gwar szczelińcowej jadalni.
Poranek dnia następnego budzi nas śniegiem ;-)). Niespodziewany, nocny opad dodaje radości i nadziei, że może uda się wybrać jeszcze na biegówki w tym roku. Jemy śniadanko, ubieramy się cieplej i wychodzimy na taras. Pierwsza w tym roku wojna na śnieżki – może nie jakaś zaciekła, ale trochę można się pobawić. Problem pompy na razie zostawiamy – dziś może się uda go rozwiązać, więc nadal istnieje szansa na Sylwestra na Szczelińcu. Tymczasem wsiadamy do auta i jedziemy w Góry Orlickie. W ramach zdobywania Korony Gór Polski chcemy wejść dziś na Orlicę (1084 mnpm). Zielonym szlakiem, który "łapiemy" z platformy widokowej przy trasie na Zieleniec brniemy w śniegu pod górkę. Tutaj jest mnóstwo śniegu!!! Po około pół godzinie docieramy do szlaku biegówkowego, który idzie do Czech i zaczynają nam się marzyć narty! Z odnalezieniem wierzchołka mamy lekki problem, ale pomaga nam telefonicznie Marek i znajdujemy tabliczkę z napisem Vrchmezí – to czeska nazwa Orlicy. Polskich kamieni szczytowych nie znaleźliśmy – pewnie zostały gdzieś pod śniegiem. Wracamy tą samą drogą. Dość szybko udaje nam się wrócić do Pasterki, więc Karolina z Sebastianem próbują pierwszych kroków na biegówkach, a my udajemy się na spacer do Skalnego Zoo. Pomimo tego, że byliśmy w Pasterce kilka razy, jakoś nigdy nie wpadliśmy na pomysł, aby odwiedzić to miejsce. Niebieskim szlakiem dochodzimy do polsko-czeskiej granicy. Tam przechodzimy na czerwony i obieramy kierunek na Bożanowski Szpiczak (żółty szlak), gdzie znajdujemy skalne zoo. Przepiękne tereny. Znajdujemy skalną kurę (tzn. wg nas to kura a co to w rzeczywistości to nie wiem), dalej jest leżący wielbłąd, żółwiki i waran. Jeszcze dalej znajdujemy przepiękne skały, a na nich dorgi wspinaczkowe– musimy tutaj przyjechać! Skały mają niesamowite formacje – wydają się być w zasięgu ręki. Miejsce jest cudowne!!! Warto dodać, że po drodze mijamy 2 wiaty (Panuv Kriz i Mechovsky Kriz – bardzo zadbane, w środku znajdują się zdjęcia i opisy szlaków – gdyby ktoś chciał uprawiać tzw. wiating – idealne!
Czas wracać do Pasterki. Niestety tym razem znów nie ma dla nas dobrych wieści. Pompy nie udało się naprawić, nie pomogły wizyty hydraulików, konsultacje, naprawy, kombinacje - mimo usilnych starań Kierownika – pompa wygrała – musimy wejść na Szczeliniec i zabrać plecaki. Czeka nas ostateczne zejście do Szczelinki. Wchodzimy więc, pakujemy się, jemy obiad, ładujemy plecaki do windy, a sami schodzimy na dół. Rozgaszczamy się w Szczelince – tym razem na dobre. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I tak dzisiaj mieliśmy jeszcze schodzić, bo w Pasterce dziś koncertuje Back Door – a tego przegapić nie chcemy. No i jakie szczęście, że po koncercie nie musimy podchodzić do schroniska tylko mamy parę kroków do domu ;-). Back Door to zespół grający covery znanych piosenek i potrafiący rozbujać każdą publiczność. No i do tego znajome twarze w zespole, czyli Dominika i Wojtek ;-). Chcecie zobaczyć i posłuchać – to spójrzcie poniżej – prawda, że fajne?
http://www.myspace.com/fatum50
Pojechaliśmy w Góry Stołowe. Pewnie pomyślicie, że jesteśmy monotonni, bo to kolejny nasz wyjazd w tamte strony w tym roku, ale my po prostu lubimy tam jeździć – dla ludzi, dla miejsca, dla klimatu. Jak to śpiewa ADSU "… tam łatwo zostawić swe serce".
Razem z Karoliną i Sebastianem spakowaliśmy się w środowo-czwartkową noc w golficzka i ruszyliśmy na południe w poszukiwaniu zimy. U nas w tym roku zimy nie ma, więc nadzieja, ze ją gdziekolwiek spotkamy duża nie była, ale postanowiliśmy spróbować. Na parking pod żółtym, szczelińcowym szlakiem docieramy o poranku. Pakujemy plecaki i mkniemy po zlodowaciałym szlaku w kierunku upragnionego szczytu, na którym schronisko, jego przyjazny klimat i łóżka, w których odeśpimy noc. Wdrapujemy się po skalnych schodach, między znajomymi skałkami i szybko docieramy na miejsce. Pusto tam i spokojnie, dziwnie pusto… Szczęśliwi wchodzimy do budynku i tam wita nas dziwne pytanie "A to Was nie powiadomili?". Szybko zbieramy myśli i staramy się skupić na słowach, które do nas płyną. O czym nie powiadomili? Okazało się, że schronisko od kilku dni boryka się z niedziałającą pompą i nie ma w nim wody. Wszyscy zostali powiadomieni o tym, że sylwester może się tu nie odbyć, oprócz nas, bo nikt nie miał do nas telefonu. Pierwszy szok! Potem podirytowanie spowodowane zmęczeniem i bezsilnością. W końcu telefon do przyjaciela i decyzja – schodzimy do Szczelinki tam będzie na nas czekał pokój – prześpimy się, a po południu się okaże co dalej. Ostatkiem sił zaczynamy odwrót i obieramy kierunek na Pasterkę. Po drodze spotykamy Kierownika i dowiadujemy się na czym polega problem. Pozostaje nam czekać. W Szczelince już o nas wiedzą, przytulny, anielski pokoik czeka na nas na poddaszu. Czas na odpoczynek.
Po południu odwiedzamy zieloną Pasterkę. Jak dobrze znów zobaczyć znajome twarze i napić się herbaty w ulubionej jadalni. Czeka na nas też dobra wiadomość – wracamy na Szczeliniec – jest woda, pompa działa. Szczęśliwi znów udajemy się pod żółty szlak. Zostawiamy samochód i znów pod górkę. Kładziemy plecaki w jadalni, a tam już czeka informacja – pompa działała, ale już przestała. Może zacznie działać jutro. Mówimy trudno, nie w takich warunkach się było, brak wody nikomu jeszcze nie zaszkodził ;-). Na Szczelińcu zebrało się już spore towarzystwo. Jest ciepło i przytulnie, pyszny obiad i zimne piwo – czego chcieć więcej? Na stołach swoje miejsce znalazły gry w kości i memo (oraz nieznana nam gra przy sąsiednim stoliku, która do dziś budzi naszą ciekawość). Sąsiedzi grają na gitarze. Wszędzie wesoły gwar szczelińcowej jadalni.
Poranek dnia następnego budzi nas śniegiem ;-)). Niespodziewany, nocny opad dodaje radości i nadziei, że może uda się wybrać jeszcze na biegówki w tym roku. Jemy śniadanko, ubieramy się cieplej i wychodzimy na taras. Pierwsza w tym roku wojna na śnieżki – może nie jakaś zaciekła, ale trochę można się pobawić. Problem pompy na razie zostawiamy – dziś może się uda go rozwiązać, więc nadal istnieje szansa na Sylwestra na Szczelińcu. Tymczasem wsiadamy do auta i jedziemy w Góry Orlickie. W ramach zdobywania Korony Gór Polski chcemy wejść dziś na Orlicę (1084 mnpm). Zielonym szlakiem, który "łapiemy" z platformy widokowej przy trasie na Zieleniec brniemy w śniegu pod górkę. Tutaj jest mnóstwo śniegu!!! Po około pół godzinie docieramy do szlaku biegówkowego, który idzie do Czech i zaczynają nam się marzyć narty! Z odnalezieniem wierzchołka mamy lekki problem, ale pomaga nam telefonicznie Marek i znajdujemy tabliczkę z napisem Vrchmezí – to czeska nazwa Orlicy. Polskich kamieni szczytowych nie znaleźliśmy – pewnie zostały gdzieś pod śniegiem. Wracamy tą samą drogą. Dość szybko udaje nam się wrócić do Pasterki, więc Karolina z Sebastianem próbują pierwszych kroków na biegówkach, a my udajemy się na spacer do Skalnego Zoo. Pomimo tego, że byliśmy w Pasterce kilka razy, jakoś nigdy nie wpadliśmy na pomysł, aby odwiedzić to miejsce. Niebieskim szlakiem dochodzimy do polsko-czeskiej granicy. Tam przechodzimy na czerwony i obieramy kierunek na Bożanowski Szpiczak (żółty szlak), gdzie znajdujemy skalne zoo. Przepiękne tereny. Znajdujemy skalną kurę (tzn. wg nas to kura a co to w rzeczywistości to nie wiem), dalej jest leżący wielbłąd, żółwiki i waran. Jeszcze dalej znajdujemy przepiękne skały, a na nich dorgi wspinaczkowe– musimy tutaj przyjechać! Skały mają niesamowite formacje – wydają się być w zasięgu ręki. Miejsce jest cudowne!!! Warto dodać, że po drodze mijamy 2 wiaty (Panuv Kriz i Mechovsky Kriz – bardzo zadbane, w środku znajdują się zdjęcia i opisy szlaków – gdyby ktoś chciał uprawiać tzw. wiating – idealne!
Czas wracać do Pasterki. Niestety tym razem znów nie ma dla nas dobrych wieści. Pompy nie udało się naprawić, nie pomogły wizyty hydraulików, konsultacje, naprawy, kombinacje - mimo usilnych starań Kierownika – pompa wygrała – musimy wejść na Szczeliniec i zabrać plecaki. Czeka nas ostateczne zejście do Szczelinki. Wchodzimy więc, pakujemy się, jemy obiad, ładujemy plecaki do windy, a sami schodzimy na dół. Rozgaszczamy się w Szczelince – tym razem na dobre. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I tak dzisiaj mieliśmy jeszcze schodzić, bo w Pasterce dziś koncertuje Back Door – a tego przegapić nie chcemy. No i jakie szczęście, że po koncercie nie musimy podchodzić do schroniska tylko mamy parę kroków do domu ;-). Back Door to zespół grający covery znanych piosenek i potrafiący rozbujać każdą publiczność. No i do tego znajome twarze w zespole, czyli Dominika i Wojtek ;-). Chcecie zobaczyć i posłuchać – to spójrzcie poniżej – prawda, że fajne?
http://www.myspace.com/fatum50
No i nadszedł ostatni dzień roku 2011. Zaczynamy go pięknie. Mamy śnieg, więc czas wyruszyć na biegówki. Wypożyczamy je w Pasterce (20 zł/dzień/komplet). Najpierw próbujemy udać się gdzieś w pobliże, ale niestety tutaj śniegu nie jest wystarczająco dużo, by czerpać z tego przyjemność i nie zniszczyć sprzętu, więc pakujemy narty i jedziemy do Zieleńca. Zakopujemy samochód w zaspie kawałek za tablicą z napisem Zieleniec, gdyż parking okazał się zbyt mały i udajemy się na szlak. Pogoda jest
piękna, warunki idealne, ludzi dużo! Początki bywają trudne, ale szybko się wprawiamy. Najpierw podnóże Orlicy, tak trochę naokoło, bo obraliśmy zły kierunek. Później długi zjazd do Serlissky Młyn (niebieskim szlakiem), następnie podejście zielonym szlakiem do Masarykovej Chaty i stamtąd czerwonym szlakiem powrót do Zieleńca – przez wspaniałe zjazdowe "hopki". Zrobiliśmy całkiem niezłą pętelkę i jesteśmy z siebie dumni. Docieramy do Golfika i pojawia się problem. Zaszło słońce i zaspa, w którą wjechaliśmy zamarzła. Golficzek zawisł na niej. Odkopaliśmy koła, a on wisiał środkiem. Ani do przodu, ani do tyłu. Do pomocy przyszło 6 chłopaków – pchają i nadal nic! Nie drgnie nawet. W końcu zjawia się właściciel terenówki, która zaparkowała za nami. Idzie w ruch linka holownicza i po dwóch próbach auto się rusza! Szczęśliwi wracamy do Pasterki wśród zaśnieżonych pól i drzew. W zachodzącym słońcu podziwiamy ślicznie oświetlone szczelińcowe tarasy. Pogoda jak z bajki.
piękna, warunki idealne, ludzi dużo! Początki bywają trudne, ale szybko się wprawiamy. Najpierw podnóże Orlicy, tak trochę naokoło, bo obraliśmy zły kierunek. Później długi zjazd do Serlissky Młyn (niebieskim szlakiem), następnie podejście zielonym szlakiem do Masarykovej Chaty i stamtąd czerwonym szlakiem powrót do Zieleńca – przez wspaniałe zjazdowe "hopki". Zrobiliśmy całkiem niezłą pętelkę i jesteśmy z siebie dumni. Docieramy do Golfika i pojawia się problem. Zaszło słońce i zaspa, w którą wjechaliśmy zamarzła. Golficzek zawisł na niej. Odkopaliśmy koła, a on wisiał środkiem. Ani do przodu, ani do tyłu. Do pomocy przyszło 6 chłopaków – pchają i nadal nic! Nie drgnie nawet. W końcu zjawia się właściciel terenówki, która zaparkowała za nami. Idzie w ruch linka holownicza i po dwóch próbach auto się rusza! Szczęśliwi wracamy do Pasterki wśród zaśnieżonych pól i drzew. W zachodzącym słońcu podziwiamy ślicznie oświetlone szczelińcowe tarasy. Pogoda jak z bajki.
Tymczasem w Szczelince przygotowania pełną parą. Sala balowa wystrojona, obiad podany już przy długich stołach. Zajadamy się pysznym plackiem ziemniaczanymi korzystamy z chwilowej drzemki przed nocą sylwestrową. A noc sylwestrowa zaczyna się o 20. Schodzimy na dół i pojawia się pierwszy szok – bardzo dużo ludzi i przekrój przez wszystkie możliwe style – od górskich, spokojnych kreacji do wykwintnych sukienek, cekinów na bluzkach i białych koszul. Połączenie górskiej imprezy z miejskim balem na początku wydaje się lekko dziwne, ale wszyscy szybko się oswajają i wpadają w klimat. Stoły syto zastawione przeróżnymi potrawami zaczynają zapraszać kolejnych gości, by skorzystali z ich uroków, DJ Sokół muzyką zwabia ludzi na parkiet, a Tomek przebrany za lekarza udziela ludziom pierwszej pomocy magicznymi trunkami. Zaczynamy ostatnią tego roku noc. Godzina zero zbliża się nieubłaganie. Wszyscy czekają, by rozpocząć "coś" nowego, czekają na 2012.
10,9,8…. 3,2,1 – Szczęśliwego Nowego Roku!
I jest – wyczekiwany, witany radością, okrzykami, fajerwerkami, wybuchami szampanów, życzeniami, uściskami, buziakami – mamy 2012 rok! Jeszcze trochę oszołomiony i niewiadomy, ale jest!
10,9,8…. 3,2,1 – Szczęśliwego Nowego Roku!
I jest – wyczekiwany, witany radością, okrzykami, fajerwerkami, wybuchami szampanów, życzeniami, uściskami, buziakami – mamy 2012 rok! Jeszcze trochę oszołomiony i niewiadomy, ale jest!
Zabawa trwała do rana – różnie pojmowanego przez różne osoby, ale trwała radośnie, muzycznie i tanecznie! A po niej poranek, późny poranek, który zdziwił nas godziną na zegarku, bo Kuba jakoś dziwnie założył, że wstaniemy szybciej i pokażemy Sebastianowi i Karolinie jeszcze Szczelińcowe, piekielne zakamarki. Niestety jest już dość późno. Ogarniamy się jakoś, pakujemy, jemy jeszcze Noworoczny Obiad i uciekamy na północ. Czas powrócić do rzeczywistości i zacząć zmagania z 2012 ;-).