Tatrzańska podróż poślubna 17-25.09.2012
Bez planu, bez stresu, bez pośpiechu… taki był zamysł naszej tzw. podróży poślubnej. Gdy już wszystko co trzeba było załatwić tutaj – załatwiliśmy, wsiedliśmy w golficzka i pojechaliśmy przed siebie. Pomysłów było na początku dużo od Tatr, przez Beskidy, Festiwal w Lądku, Góry Łużyckie, Julijki i Dolomity, ale stanęło na tym, co kochamy najbardziej – na Tatrach!
18.09.2012 (wtorek)
We wtorek, wczesnym popołudniem dojechaliśmy na drugi koniec Polski. Szkoda nam było dnia, więc pojechaliśmy na Słowację z wielkim planem popołudniowego wejścia na grań Rohaczy wielki plan skończył się dojściem do schroniska Tetliakowa Chata bo zasypiałam na stojąco. Poza tym chyba nie udałoby się zrobić grani w tak krótkim czasie.
Wróciliśmy do Zakopanego i poszukaliśmy noclegu – dla odmiany w centrum, blisko Krupówek – tak by móc pójść do Piano i napić się grzanego wina. W międzyczasie dowiedzieliśmy się o akcji poszukiwawczej zrzuconego z Orlej plecaka Dotki. Jak widać dzień bez przygód byłby zbyt nudny.
Wróciliśmy do Zakopanego i poszukaliśmy noclegu – dla odmiany w centrum, blisko Krupówek – tak by móc pójść do Piano i napić się grzanego wina. W międzyczasie dowiedzieliśmy się o akcji poszukiwawczej zrzuconego z Orlej plecaka Dotki. Jak widać dzień bez przygód byłby zbyt nudny.
19.09.2012 (środa)
Z pogodą jest jak z pudełkiem czekoladek – nigdy nie wiesz na co trafisz. No i właśnie. Poranek przywitał nas chmurami. Gór nie było widać. Coś trzeba było zrobić, więc zdecydowaliśmy się na wizytę w Demianowskiej Jaskini Lodowej po słowackiej stronie. Wbrew pozorom to wcale nie tak blisko od Zakopca. Jaskinia całkiem fajna i na pewno warto zobaczyć lodowe stalaktyty i stalagmity – chociaż one pewnie robią większe wrażenie jak jest ich więcej (czyli w innej porze roku). Po wyjściu z jaskini Kubuś chciał mieć zdjęcie „w poziomie” i rozwalił sobie kolano, ale to już inna historia.
Wieczorem znów Piano, a do tego świąteczne piosenki „Let it Snow” i „I’m dreamin’ of a white Christmas”, za oknem deszcz, a w dłoniach grzane wino – kto by pomyślał, że dopiero wrzesień.
Wieczorem znów Piano, a do tego świąteczne piosenki „Let it Snow” i „I’m dreamin’ of a white Christmas”, za oknem deszcz, a w dłoniach grzane wino – kto by pomyślał, że dopiero wrzesień.
20.09.2012 (czwartek)
Tęsknimy już za górami. Niby jesteśmy tak blisko, a pogody nie ma i jesteśmy uziemieni. Dzisiaj miało się rozpogodzić popołudniu, ale od rana leje. Odwiedziliśmy Dotka i Andrzeja, powłóczyliśmy się po sklepach i w końcu znów pojechaliśmy na słowacką stronę z nadzieją na lepszą aurę. W Starym Smokowcu pogoda niby trochę lepsza, ale góry cały czas w chmurach. Zdecydowaliśmy się jednak podejść do schroniska, a jutro zobaczymy. Podjechaliśmy kolejką na Hrebienok, a następnie czerwonym szlakiem doszliśmy do Staroleśniańskiej Polany. Tam skręciliśmy w niebieski szlak, który wiedzie Staroleśną Doliną do Zbójnickiej Chaty. No i się zaczęło – im wyżej, tym gorzej. Najpierw lekki deszczyk, później lekki śnieżek, a do tego wiatr taki, że czasami ciężko było. Do schroniska doszliśmy w dobrym czasie mimo brnięcia w śniegu po kolana. Totalnie nie przygotowaliśmy się na takie warunki. Dolina cała w śniegu, nie mówiąc już o szczytach! Wielkie plany na jutrzejszy dzień okazują się coraz mniej realne, ale na razie się tym postanowiliśmy nie przejmować. W schronisku oprócz nas była tylko jakaś 20os wycieczka Słowaków – głośnych Słowaków! Kolacja, ciepła herbata (po 0,5euro), która tylko w słowackich schroniskach ma właśnie taki smak – dobrze nam! W schronisku ciepło i przytulnie, a za oknem zamieć (pozostaje tylko mieć nadzieję że nie trzeba będzie w nocy iść do toalety, która jest na zewnątrz)!
21.09.2012 (piątek)
Poranek wita nas pięknym słońcem (i donośnymi rozmowami Słowaków od 6!). Pogoda jest przepiękna! Przepiękna jak na zimowe warunki, ale niestety słońce nie chce rozpuścić śniegu. Postanowiliśmy trochę poczekać… może jednak. Połaziliśmy po okolicy, poszukaliśmy skrzynkę, wystawiliśmy twarze do słońca… czas mijał, a nadal nic! Rohatka cała w śniegu, a ryzykować nie chcemy – tym bardziej, że nie mamy sprzętu zimowego! W końcu ciężka decyzja – schodzimy. Żal nam opuszczać to miejsce, ale niestety brak przygotowania (bo kto by pomyślał aż o takiej zimie w połowie września) wygrał. Po drodze mijamy mnóstwo ludzi, którzy w tak piękną pogodę zdecydowali się na wycieczkę – wszyscy pytają o warunki u góry i nikt nie dowierza. A my spokojnie schodzimy coraz niżej – podziwiamy kamziki i lepimy pierwszego bałwana ;-). Wieczór znów w Zakopcu.
22.09.2012 (sobota)
Sobota – kolejna nadzieja na ładną pogodę i kolejny zawód. Decydujemy się znów spróbować podejść do Rohaczy. Tym razem zabieramy też Dotkę i Andrzeja. Znów ten sam parking, ten sam asfalt do schroniska, ta sama herbata. Niestety chmury nie zachęcają. Nasi towarzysze zostają w chatce, a my decydujemy się podejść na Rakoń, a potem się zobaczy. Do przełęczy Zabrat idzie się bez problemu, później zaczyna się wiatr… im wyżej tym on silniejszy. Opatulamy się czym się da, wbijamy mocniej kijki w trawy i kamienie i idziemy dalej. Śniegu nagrani trochę jest, ale są wydeptane ścieżki. Na szczycie dużo ludzi. Poszło gładko. Z utęsknieniem spoglądamy na Wołowiec cały w śniegu. Nikt tam nie idzie, nie ma ścieżki, a zbocza usypane. Cóż… jemy batonika, czekamy. Gdy już prawie chcemy wracać okazuje się, że jakaś 3os ekipa zaczęła marsz na Wołowiec i wydeptują ścieżkę, za nimi kolejne 2os. Może jednak się uda. Idziemy ich śladem. U góry wieje jeszcze bardziej, ale zdobywamy szczyt (i nawet skrzynkę GC). Piękne chmury dookoła, jasno w dolinach, wiatr we włosach. Dla takich chwil się żyje, ale czas wracać, bo coraz więcej ludzi zdecydowało się wyjść na szlak. Grań Rohaczy dziś nie do zdobycia, więc wracamy na Rakoń i tam wpadam na „genialny” pomysł spaceru na Grzesia. Nie wzięliśmy mapy z samochodu wiec tylko rzucamy okiem na mapę innych ludzi. Plan jest taki by wejść na Grzesia i zejść na parking inną drogą. Ja na Grzesiu nie byłam, a chodzić tam specjalnie to bez sensu, więc idziemy. Pogoda zaczęła się robić iście wiosenna. Im niżej niż mniejszy wiatr, słonko świeci. Na Grzesiu robimy krótki popas i zaczynamy schodzenie. No i wyszedł brak mapy – okazało się, że szlak leci trochę dookoła i zamiast skrócić sobie drogę wydłużyliśmy ją maksymalnie! Zejście wg mapy (jak ją teraz oglądamy) to ponad 3,5 godz. My to zrobiliśmy w 2,5 godz. ale to i tak mega długo! Trochę pośpieszyły nas świeże ślady misiowej łapy i kopanych przez niego dołków na szlaku. Na wieść, że miś tu był przed chwilą dostałam mega speeda. Na dodatek wyszliśmy w miejscu, gdzie nie do końca wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy ;-). Obiecałam Kubie, że już nigdy więcej Grzesiów na trasie nie będzie :-P.
23.09.2012 (niedziela)
Niedziela – w końcu pogoda się poprawia. Dziś nadszedł czas na sesję ślubną. Plan był by wjechać kolejką na Kasprowy i zejść do Murowańca. W kolejce do kolejki staliśmy z 20 minut po czym stwierdziliśmy, że to bez sensu. Doliną Jaworzynki zaczęliśmy podejście na Karczmisko. Dzisiaj jest inaczej – im wyżej i później tym cieplej i tym ładniejsze słońce. W Murowańcu mnóstwo ludzi, więc idziemy najpierw nad Czarny Staw. Dla nas to wyjątkowe miejsce, więc gdzie indziej mielibyśmy zrobić sesję, jak nie tu. Dotka z Andrzejem w roli fotografów spisali się świetnie! (Dziękujemy :*) Ludzie się trochę dziwnie patrzeli, gdy zakładaliśmy garnitur i sukienkę do górskich butów, ale bawiliśmy się świetnie! Później zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć przed schroniskiem i zeszliśmy do Kuźnic przez Boczań. To był bardzo udany dzień.
24.09.2012 (poniedziałek)
Ostatni dzień w górach, a my znów bez planu. Góry zakrywają chmury, ale pogoda jest jako taka. Myśleliśmy o Czerwonych Wierchach, ale może być ciężko. Ostatecznie doszliśmy do schroniska na Kondratowej Hali i tam na jakiś czas się schowaliśmy. Koniec końców zdecydowaliśmy się zdobyć jedyną górę na której nie był Kuba, czyli Giewont! W końcu to ja go gdzieś mogę zabrać. Na szczyt oczywiście pielgrzymka, ale co tam! Po drodze wspieraliśmy też 74 letniego pana ze Śląska, który nie do końca wierzył, że może wejść na górę. Powolutku razem z nim pokonywaliśmy kolejne stopnie, a później skałki. Widok ze szczytu nam wszystko wynagrodził. Pogoda zmieniała się co ułamek sekundy! Wiatr i chmury! Coś pięknego! Ze szczytu schodziliśmy czerwonym szlakiem przez Grzybowie do Doliny Strążyskiej. I tak oto Kubuś skompletował wszystkie dostępne pagórki ;-).
25.09.2012 (wtorek)
Każda podróż i urlop kiedyś się kończą. Rano znów przywitał nas deszcz. Może i dobrze, bo chociaż nie było nam żal wracać. Tym razem jakoś pogoda nam nie dopisała i nie udało nam się połazić tyle, ile byśmy chcieli, ale odpocząć i ponudzić się też czasami można.
Kilka aktualnych cen:
Noclegi w Zakopcu (blisko Krupówek, kwatery, pokój 2os z łazienką i TV) – 45zł/os
Nocleg Zbójnicka Chata – 14euro/os
Wjazd na Hrebienok – 6euro/os (zniżka na euro26 - 5euro)
Wejście do Jaskini Lodowej - 7euro/os
Parking na początku Rohackiej Doliny – 2euro
Bus Dworzec Zakopane – Kuźnice – 3zł/os
Linki:
Demanovska Jaskinia Lodowa
Słowackie Koleje Górskie
Zbójnicka Chata
Noclegi w Zakopcu (blisko Krupówek, kwatery, pokój 2os z łazienką i TV) – 45zł/os
Nocleg Zbójnicka Chata – 14euro/os
Wjazd na Hrebienok – 6euro/os (zniżka na euro26 - 5euro)
Wejście do Jaskini Lodowej - 7euro/os
Parking na początku Rohackiej Doliny – 2euro
Bus Dworzec Zakopane – Kuźnice – 3zł/os
Linki:
Demanovska Jaskinia Lodowa
Słowackie Koleje Górskie
Zbójnicka Chata