Tatry, 17-23.06.2015
No i jedziemy w kochane Tatry. Są już na wyciągniecie ręki, lecz mimo to tak daleko (Zakopianka była zamknięta i kazali nam jechać naokoło). Poszukiwania noclegu chwilę nam zajęły, ale trafiliśmy do bardzo fajnego miejsca (namiary znajdziecie pod koniec wpisu). Widok na Giewont z podwórka był wspaniały. Tak bardzo już tęskniliśmy za tymi pagórami. Pierwszego dnia wybraliśmy się odkrywać znów nieznane Kubie rejony – czyli wjechaliśmy na Gubałówkę ;-). Trafiliśmy na jeden z ostatnich kursów kolejki na szczyt, więc ludzi na szczęście już nie było aż tak dużo. Na górze nic się nie zmieniło, czyli mnóstwo budek z pamiątkami i innych uciech – no szał! To miejsce nigdy nie było niczym nadzwyczajnym, ale panorama stąd całkiem ładna, a dla Kacpra sam przejazd był nie lada atrakcją.
Jeszcze szybki spacer po Krupówkach, by zobaczyć co się pozmieniało. No i niestety pozmieniało się mocno! W samym centrum powstaje wielka galeria handlowa. Kolejne miejsce ku uciesze wielkiego grona turystów. Chociaż może lepiej, by więcej ich zostało w mieście niż deptało szlaki. Więcej gór będzie dla nas :-P.
Jeszcze szybki spacer po Krupówkach, by zobaczyć co się pozmieniało. No i niestety pozmieniało się mocno! W samym centrum powstaje wielka galeria handlowa. Kolejne miejsce ku uciesze wielkiego grona turystów. Chociaż może lepiej, by więcej ich zostało w mieście niż deptało szlaki. Więcej gór będzie dla nas :-P.
Każdy dzień w Tatrach, był dniem wyczekiwanym. Był czekaniem na promień słońca o poranku, który zwiastował możliwość wyjścia w góry. Dziś wybór padł na Halę Gąsienicową. Pierwotnie miał być wjazd na Kasprowy i zejście przez Murowaniec do Kuźnic, ale rzeczywistość lubi zmieniać plany. Ogromna kolejka do kolejki linowej sprawiła, że poszliśmy żółtym szlakiem przez Dolinę Jaworzynki. Nie spieszyło nam się nigdzie. Kacper szczęśliwie dreptał do przodu. Przed bardziej stromym podejściem stwierdził, ze jednak chce do nosidła i zasnął, a my powoli wspinaliśmy się na Karczmisko. Stamtąd już tak blisko do upragnionego widoku. Do Hali. Naszej Hali! Do miliona wspomnień. Jak dobrze było wrócić. Szarlotka w schronisku smakowała jak dawniej. Pyszna! Pogoda dopisywała, może nie było jakoś pięknie, ale nie padało i było widać góry, więc poszliśmy dalej, nad Czarny Staw. Usiedliśmy tam przy Kamieniu i patrzyliśmy na kochane pagóry, a Kacper przeszczęśliwy rzucał kamykami do wody. Czas szybko upływał, więc w końcu trzeba było wracać. Tym razem przez Boczań, do Kuźnic, busem do Zakopanego. To był bardzo dobry dzień.
Nie zawsze może być słońce. Czasami musi przyjść deszcz, ale i na to mamy rozwiązanie. By za bardzo się nie nudzić poszliśmy do Małpiego Gaju, w CH Szymonek, w Zakopanem. Bardzo fajne miejsce dla dzieciaków, a i dorośli napiją się tam kawy i zjedzą coś słodkiego. Dzień był mocno spokojny i mało rozrywkowy, ale wieczór już przynosił obietnicę dnia następnego. Prognozy kiepskie, ale…
No właśnie, kto by ufał pogodynkom? Sprawdzałam prognozę kilka razy dziennie i jakoś, na szczęście, się sprawdzała tylko w małym procencie. Sobota, miało padać, ale mimo chmur, nie wyglądało to wszystko najgorzej. Zdecydowaliśmy się pojechać do Doliny Kościeliskiej i pójść przed siebie, a w razie załamania, po prostu zawrócić. Przywitało nas słońce i tak świeciło mniej więcej do wysokości Starej Polany. Potem zaczęła się mżawka, a gdy dochodziliśmy do schroniska na Hali Ornak to już padało dość mocno. W schronisku, jak na weekend przystało, ludzi mnóstwo, ale udało nam się znaleźć kawałek miejsca, więc jedząc szarlotkę spokojnie czekaliśmy na kolejne wydarzenia. Ostatecznie, po godzinie stwierdziliśmy, że idziemy. Kacper w nosidle opatulony kurtkami, daszek ma. My jakoś damy radę. Szliśmy może z 10 minut i padać przestało. Znów pojawiło się słońce i świeciło tak ładnie, że zdecydowaliśmy się podejść do wlotu do jaskini Mylnej. Weszliśmy do środka, do okna i tam czekały na nas piękne widoki na Zachodnie Tatry. Warto było! Później skręciliśmy jeszcze w żółty szlak do Wąwozu Kraków i do wejścia do Smoczej Jamy, ale nie przeszliśmy jej, gdyż z nosidłem byłoby to zbyt ryzykowne. W drodze powrotnej do Kir znów zaczęła pogarszać się pogoda. Najpierw zrobiło się zimno, a później zaczął znów padać drobny deszcz. Na szczęście do końca wędrówki było już blisko i szybko udało nam się wrócić. Wzięliśmy z tego dnia wszystko, co można było wziąć.
No właśnie, kto by ufał pogodynkom? Sprawdzałam prognozę kilka razy dziennie i jakoś, na szczęście, się sprawdzała tylko w małym procencie. Sobota, miało padać, ale mimo chmur, nie wyglądało to wszystko najgorzej. Zdecydowaliśmy się pojechać do Doliny Kościeliskiej i pójść przed siebie, a w razie załamania, po prostu zawrócić. Przywitało nas słońce i tak świeciło mniej więcej do wysokości Starej Polany. Potem zaczęła się mżawka, a gdy dochodziliśmy do schroniska na Hali Ornak to już padało dość mocno. W schronisku, jak na weekend przystało, ludzi mnóstwo, ale udało nam się znaleźć kawałek miejsca, więc jedząc szarlotkę spokojnie czekaliśmy na kolejne wydarzenia. Ostatecznie, po godzinie stwierdziliśmy, że idziemy. Kacper w nosidle opatulony kurtkami, daszek ma. My jakoś damy radę. Szliśmy może z 10 minut i padać przestało. Znów pojawiło się słońce i świeciło tak ładnie, że zdecydowaliśmy się podejść do wlotu do jaskini Mylnej. Weszliśmy do środka, do okna i tam czekały na nas piękne widoki na Zachodnie Tatry. Warto było! Później skręciliśmy jeszcze w żółty szlak do Wąwozu Kraków i do wejścia do Smoczej Jamy, ale nie przeszliśmy jej, gdyż z nosidłem byłoby to zbyt ryzykowne. W drodze powrotnej do Kir znów zaczęła pogarszać się pogoda. Najpierw zrobiło się zimno, a później zaczął znów padać drobny deszcz. Na szczęście do końca wędrówki było już blisko i szybko udało nam się wrócić. Wzięliśmy z tego dnia wszystko, co można było wziąć.
Niedziela – oczywiście wg prognoz pada i pada. Według tego
co widzimy za oknem – nie jest najgorzej. Kierunek Palenica Białczańska i
bardzo specyficzny cel – Gęsia Szyja. Ja byłam kiedyś i wspominam kiepsko (upał
i ciągle oddalający się cel). Kuba nie był nigdy. Niebieskim szlakiem dochodzimy
na Rusinową Polanę. Po drodze ani jednej osoby, cisza aż dziwnie. Dopiero na
polanie robi się tłoczno. Wiele ludzi odwiedzają to miejsce przed lub po mszy w
pobliskim sanktuarium MB Jaworzyńskiej. Ponieważ nigdy nie odwiedzaliśmy
Królowej Tatr to zeszliśmy kawałek do tego uroczego kościółka (zejście jest
mega strome!). Później wróciliśmy na polanę i dalej zielonym szlakiem
ruszyliśmy w kierunku Gęsiej Szyi. Kiedyś szło się tutaj po prostu pod górkę,
teraz zrobili schody, mnóstwo schodów, ogromne mnóstwo schodów! I moje
wspomnienia sprzed lat są znów prawdziwe – znów mając wrażenie, że szczyt już
za chwilę, pojawi a się droga dalej do góry i tak w kółko. W końcu robi się
bardziej płasko, schody znikają i jesteśmy! Widok jest całkiem obiecujący, ale
pojawiło się już sporo chmur tak jakby pogoda jednak miała się zepsuć. Droga
powrotna krótka nie jest więc dość
szybko ruszamy w dół, dalej zielonym szlakiem na Rówień Waksmundzką, a potem
czerwonym do Wodogrzmotów Mickiewicza. Było jeszcze dość wcześnie, wiec zdecydowaliśmy
się podejść do schroniska w Dolinie Roztoki – tego, które nigdy nie jest po
drodze, które zawsze się omija. Nigdy tam nie byłam, a okazała się to miłość od
pierwszego wejrzenia. To miejsce jest cudowne. Uroczy domek, z dala od zgiełku,
od ludzi – tutaj docierają tylko nieliczni. Na pewno trzeba będzie kiedyś tu
wrócić. W drodze powrotnej do Palenicy złapała nas ulewa. Jednak nie udało się
uciec, ale dzień i tak był piękny i dostarczył nam mnóstwo radości.
W poniedziałek zaplanowaliśmy sobie, że wjedziemy na
Kasprowy i zejdziemy na Halę Kondratową. Nauczeni tym, że mogą być kolejki
postanowiliśmy kupić bilety rano. Niestety okazało się, że od tego dni, przez
tydzień jest coroczna naprawa i kolejka linowa jest nieczynna. To się nazywa
mieć pecha ;-). Szybka zmiana planów – idziemy do schroniska na Hali
Kondratowej, a potem zobaczymy. Z Kuźnic niebieskim szlakiem, obok pustelnio
św. Brata Alberta dotarliśmy do schroniska. Tam oczywiście degustacja szarlotki
i postanowiliśmy pójść na spacer kawałek zielonym szlakiem w kierunku przełęczy
Pod Kondracką Kopą. Później powrót tym samym szlakiem do Kuźnic.
Te kilka dni minęło bardzo szybko. Trzeba pożegnać góry. Znów na jakiś czas. Oby nie tak długi jak tym razem.
Te kilka dni minęło bardzo szybko. Trzeba pożegnać góry. Znów na jakiś czas. Oby nie tak długi jak tym razem.
Ta relacja promuje blogową akcję "Podróże kształcą" zainicjowaną przez Maluszkowe Inspiracje. Akcja ma za zadanie pokazać miejsca przyjazne rodzinom z dziećmi, promować rodzinne podróże, pokazać takie miejsca w Polsce, gdzie dzieci mają okazję zobaczyć wiele ciekawych rzeczy i wzbogacić swoją wiedzę o świecie. Więcej możecie poczytać tutaj.
|
Pokoje gościnne Borowy w Zakopanem - 40zł/os/noc (pokój 2 osobowy z łazienką; dziecko 2-letnie za darmo) - POLECAMY!
Wstęp do TPN – 4zł/dzień/normalny; 2zł/dzień/ulgowy; dzieci do 7 lat - bezpłatnie
Małpi Gaj, Zakopane - od 12zł za godzinę
Wstęp do TPN – 4zł/dzień/normalny; 2zł/dzień/ulgowy; dzieci do 7 lat - bezpłatnie
Małpi Gaj, Zakopane - od 12zł za godzinę