Warszawa jaka jest? Taka jest!, 22-23.10.2011
Sobotni poranek. Znów plecaki lądują w bagażniku golficzka. Cel - Warszawa. W stolicy nas jeszcze razem nie było. Siódemka pusta o poranku, ech ile to już razy, mam chyba delikatny sentyment do tej drogi. Pogoda piękna, kawa na orlenie pyszna jak zwykle, droga przed nami, czego chcieć więcej? ;-) Jak to dobrze czasem wybrać się gdzieś, gdzie jest blisko, po 4 i pół godziniach z radością mijamy tabliczkę „Warszawa”. Rozjazd na Ursynów i już centrum. Dawno nie widziane kąty, trochę zmian na drogach, wszyscy jeżdżą jak chcą hehe ale fajnie w tej Warszawie.
Nasz Hostel nazywa się Lostandfound i jest na Mokotowie. Stara willa wśród drzew, widać że dopiero zaczynają hotelową przygodę, remont i wykańczanie wnętrza - ale nie przeszkadza to w tym, że jest to miejsce przyjazne i czujemy się w nim dobrze już od wejścia. Dostajemy pokój na poddaszu, schylać się muszę co rusz, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował.
Szybko wypakowujemy się i pędzimy na stację metra, która nieopodal - miasto czeka. Czasu niewiele, więc trzeba coś wybrać. Hania jest w Warszawie pierwszy raz, czyli najpierw turystyczny standard. Zaczynamy od pączka u Pawłowicza na chmielnej 13. Krakowskie Przedmieście „zalane jest słońcem” idziemy noga za nogą, patrzymy, robimy zdjęcia. Pałac Namiestnikowski, lwy (na pewno samczyki ;-P) i już Zamek Królewski przed nami. Starówkę postanawiamy obejść wzdłuż murów miejskich i wejść na nią przez Barbakan. Po drodze oczywiście nie mogło by się obejść bez gumisiowych zdjęć i poszukiwań skrzynek (choć do nich na tym wyjeździe nie mamy szczęścia, bo plany mieliśmy znaleźć ich mnóstwo, a nie udało nam się prawie żadnych, ale nie przejmujemy się w ogóle). Na starówce jest jedno z warszawskich, magicznych miejsc - Lapidarium na ulicy Nowomiejskiej. Rower przed nim ma swoją historię, a rzeczy, które w można znaleźć w środku potrafią zaskoczyć i zachwycić jednocześnie. Odwiedzamy Bazyliszka na ulicy Krzywe Koło, na rynku spotykamy kataryniarza, w barze mlecznym jemy pyszny obiad, jeszcze kawka na placu Trzech Krzyży ze znajomymi i czas wracać do hotelu, bo... nie napisaliśmy jeszcze, że Warszawska wycieczka nie jest przypadkowa. Dziś w Stodole koncert The Baseballs, ciekawe jak będzie?
Normalnie jakby nam ktoś powiedział, że będzie tak fajnie to byśmy nie uwierzyli - było super ekstra cudnie!!!! Dawno się tak nie wybawiliśmy. Chłopaki są stworzeni do koncertów. Dwie godziny świetnej zabawy!!! Jakby jeszcze kiedyś grali to jedziemy, bez dwóch zdań. Zresztą zobaczcie sami.
http://www.youtube.com/user/sunoftuscany#p/a/u/2/ZkTyVh239Xg
http://www.youtube.com/user/sunoftuscany#p/u/3/lktO60yBwDY
Niedziela zaczęła się późno, no bo po co wcześnie zaczynać niedzielę? Dziś spacer w Łazienkach, ale najpierw oczywiście pączek, kawka i zdjęcie z Pałacem Kultury.
Idąc w gości nie można przychodzić z pustymi rękami. Idąc do Łazienek idziemy w gości do wiewiórek, a co można kupić wiewiórce - oczywiście, że orzeszki ;-), więc z torebką laskowych w kieszeni przekraczamy bramę Łazienek.
Pierwsza wiewiórka pojawiła się po dwóch minutach, potem następna i kolejne. Odważne, płochliwe, ciemne, jasne, drapiące, gryzące, skaczące - po prostu wiewiórki w każdej postaci. A pawie przechadzały się nieopodal nic sobie z tego wiewiórkowego zamieszania nie robiąc… mnóstwo radości ;-). No i wreszcie przy Zamku Ujazdowskich znaleźliśmy skrzynkę!.
Czas wracać. Dwa dni na wielkie miasto to mało, więc na pewno wrócimy. Jeszcze dużo miejsc i planów. Stara Praga, winiarnia u Mielżyńskiego, spacer nad Wisłą i odwiedziny u Syrenki… może Lublin tak przy okazji? Wrócimy tu wiosną.
Nasz Hostel nazywa się Lostandfound i jest na Mokotowie. Stara willa wśród drzew, widać że dopiero zaczynają hotelową przygodę, remont i wykańczanie wnętrza - ale nie przeszkadza to w tym, że jest to miejsce przyjazne i czujemy się w nim dobrze już od wejścia. Dostajemy pokój na poddaszu, schylać się muszę co rusz, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował.
Szybko wypakowujemy się i pędzimy na stację metra, która nieopodal - miasto czeka. Czasu niewiele, więc trzeba coś wybrać. Hania jest w Warszawie pierwszy raz, czyli najpierw turystyczny standard. Zaczynamy od pączka u Pawłowicza na chmielnej 13. Krakowskie Przedmieście „zalane jest słońcem” idziemy noga za nogą, patrzymy, robimy zdjęcia. Pałac Namiestnikowski, lwy (na pewno samczyki ;-P) i już Zamek Królewski przed nami. Starówkę postanawiamy obejść wzdłuż murów miejskich i wejść na nią przez Barbakan. Po drodze oczywiście nie mogło by się obejść bez gumisiowych zdjęć i poszukiwań skrzynek (choć do nich na tym wyjeździe nie mamy szczęścia, bo plany mieliśmy znaleźć ich mnóstwo, a nie udało nam się prawie żadnych, ale nie przejmujemy się w ogóle). Na starówce jest jedno z warszawskich, magicznych miejsc - Lapidarium na ulicy Nowomiejskiej. Rower przed nim ma swoją historię, a rzeczy, które w można znaleźć w środku potrafią zaskoczyć i zachwycić jednocześnie. Odwiedzamy Bazyliszka na ulicy Krzywe Koło, na rynku spotykamy kataryniarza, w barze mlecznym jemy pyszny obiad, jeszcze kawka na placu Trzech Krzyży ze znajomymi i czas wracać do hotelu, bo... nie napisaliśmy jeszcze, że Warszawska wycieczka nie jest przypadkowa. Dziś w Stodole koncert The Baseballs, ciekawe jak będzie?
Normalnie jakby nam ktoś powiedział, że będzie tak fajnie to byśmy nie uwierzyli - było super ekstra cudnie!!!! Dawno się tak nie wybawiliśmy. Chłopaki są stworzeni do koncertów. Dwie godziny świetnej zabawy!!! Jakby jeszcze kiedyś grali to jedziemy, bez dwóch zdań. Zresztą zobaczcie sami.
http://www.youtube.com/user/sunoftuscany#p/a/u/2/ZkTyVh239Xg
http://www.youtube.com/user/sunoftuscany#p/u/3/lktO60yBwDY
Niedziela zaczęła się późno, no bo po co wcześnie zaczynać niedzielę? Dziś spacer w Łazienkach, ale najpierw oczywiście pączek, kawka i zdjęcie z Pałacem Kultury.
Idąc w gości nie można przychodzić z pustymi rękami. Idąc do Łazienek idziemy w gości do wiewiórek, a co można kupić wiewiórce - oczywiście, że orzeszki ;-), więc z torebką laskowych w kieszeni przekraczamy bramę Łazienek.
Pierwsza wiewiórka pojawiła się po dwóch minutach, potem następna i kolejne. Odważne, płochliwe, ciemne, jasne, drapiące, gryzące, skaczące - po prostu wiewiórki w każdej postaci. A pawie przechadzały się nieopodal nic sobie z tego wiewiórkowego zamieszania nie robiąc… mnóstwo radości ;-). No i wreszcie przy Zamku Ujazdowskich znaleźliśmy skrzynkę!.
Czas wracać. Dwa dni na wielkie miasto to mało, więc na pewno wrócimy. Jeszcze dużo miejsc i planów. Stara Praga, winiarnia u Mielżyńskiego, spacer nad Wisłą i odwiedziny u Syrenki… może Lublin tak przy okazji? Wrócimy tu wiosną.